poniedziałek, 30 lipca 2012

przygoda z wybielaczem cz. I

Poranek. Wybieram się na uczelnię. Wciągam na tyłek spodnie. Czarne, bo akurat takie pasują. Look w lustro. Hm... nie! No jak to baba. Ale czarny też jak to czarny - cały czas taki nie będzie...

Ok. A teraz nazywając rzeczy po imieniu - spodnie wyblakły :( Bardzo lubiłam ich fason, nie zdążyły się jeszcze poprzecierać, ale z powodu ich 'nieczarności' - nie lubiłam ich ubierać. Przeleżały tak na dnie szafy, aż w końcu przeglądając pinterest (polecam :)) postawiłam na wybielacz!

Z grubej rury ;D - najtańszy półtoralitrowy z Tesco z chlorem. Pomyślałam są czarne, na to wybielacz - wyjdą szare/popielate, będą świetne!

małozachwycająca czerń

Duża miska, dużo wody i wybielacz (ok. 10 zakrętek), wrzuciłam spodnie i pozostawiłam na pastwę losu. Po jakiś 6h wchodzę do łazienki a tam moja upragniona szarość ma kolor czerwono-pomarańczowo-brązowy. Brzydko mówiąc - sraki ;p I na dodatek w ciapy, łaty, zero jednolitości. Wymieniam wodę (pomarańczową!), znów dawka wybielacza... No trudno... konsekwentnie pociągnę to do końca. I tak przeleżały cały weekend, aż chlorowy zapach unosił się w łazience. Czasem je przemieszałam, żeby wybielacz dotarł wszędzie.

Wypłukałam, wyprałam, wysuszyłam a efekt? Sami zobaczcie :)

z flashem i bez flasha
nici mają to do siebie, że się nigdy nie odbarwiają ;)



Do szarości temu daleko, ale mi się podoba. Materiał pewnie osłabiony po tej akcji, ale jak to mówią: bez ryzyka nie ma zabawy ;)

3 komentarze:

Dziękuję za wszelkie komentarze i uwagi ;))